Piękna zawsze i wszędzie

Zanim wyjdę popływać na mojej desce SUP zdarza mi się zatrzymać obok lustra, rzucając okiem, czy wybrane przeze mnie ciuchy dobrze tuszują 3 kg nadbagaż, który nosze jako pamiątkę z okresu bezrobocia. Przyglądam się twarzy, wyłapuję kilka zmarszczek, przypominając sobie konsultantkę w aptece, która niepewnym gestem podawała mi próbki kremów do twarzy 30+ i 35+. Pogodzona z faktem, że młodsza już nie będę ,wychodzę z domu wierząc, że pływanie na SHARKU odmłodzi mnie bardziej niż wszystkie kremy świata razem wzięte.
Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek przejawiała zamiłowanie do kosmetyków. Malowanie się odbierałam jako próżność i marnowanie czasu. Mając w pamięci radę babci, żebym nie zaśmiecała skóry makijażem, stawiałam na naturalny wygląd, co w relacji damsko – męskiej przyjmowałam za najgorszą wersję mnie jaką mężczyzna może zobaczyć. Nie nosiłam ‘tapety’ ani w liceum, ani na studiach. Nawet dzisiaj, będąc kobietą pracującą, nie wyobrażam sobie codziennej rutyny malowania się przed wyjściem do pracy. Tym bardziej nie widzę sensu robienia się na bóstwo chcąc popływać na desce SUP.

O ile na tematy ścianek szczelnych, konstrukcji nabrzeży, stateczności skarp mogę rozmawiać godzinami, tak w tematyce modowo – urodowej pozostaję biernym słuchaczem.
Poczyniłam drobny postęp od zeszłego roku. Zbagatelizowałam konieczność przygotowania mojej skóry na częsty kontakt ze słońcem, wiatrem i słoną wodą, co w konsekwencji doprowadziło do jej odwodnienia i przesuszenia. Moje beztroskie podejście zakończyło się wizytami u dermatologa i kosmetologa, a także trzymiesięcznym leczeniem podrażnień oraz procesem regeneracji skóry.
Nauczona doświadczeniem obiecałam sobie, że w tym roku podejdę do spawy przygotowania i pielęgnacji skóry ciała w sezonie SUP bardziej poważnie, co już wiosną zaprocentowało stworzeniem zestawów pielęgnacyjnych ‘NA CO DZIEŃ’ i ‘NA DESKĘ SUP’, zawierających kosmetyki przeznaczone do nawilżenia i odżywienia mojej skóry. Dzięki wsparciu mojego ulubionego sponsora – taty – mogłam zaopatrzyć się w kosmetyki naturalne z górnej półki, w tym w kosmetyki koreańskie, które od dawna pragnęłam wypróbować.

 

ZESTAW DO ‚CODZIENNEJ’ PIELĘGNACJI SKÓRY

  • peeling cukrowy do ciała – Organique
  • mleczko do ciała – Nivea
  • mus do ciała – Nacomi

W codziennej pielęgnacji skóry nie mogę obejść się bez dwóch produktów, którym jestem wierna od lat: wygładzającego peelingu cukrowego do ciała Organique oraz mleczka do ciała Nivea. Odkryciem roku dla mnie jest mus do ciała polskiej firmy Nacomi. Uwielbiam go za formę, konsystencję, która z delikatnej pianki przemienia się pod wpływem ciepła w aksamitny olejek. No i ten egzotyczny zapach kokosowo – bananowy, idealnie pasujący do letnich trendów.

 

  • balsam do ust – Organique
  • krem do rąk – ROGER&GALLET
  • bananowe mleczko do rąk – TONYMOLY
  • żel do stóp – YVES ROCHER

W kosmetyczce, obok balsamu do ust firmy Organique o zapachu kokosowych ciasteczek, znalazły się moje dwa ulubione kremy do rąk: francuski figowy ROGER&GALLET, koreańskie bananowe mleczko do rąk TONYMOLY. Są idealne na moje potrzeby: mają gęsta konsystencję, szybko się wchłaniają, dobrze nawilżają. Stopy regeneruję żelem chłodzącym do zmęczonych stóp marki YVES ROCHER. Olejek z mięty pieprzowej przynosi ukojenie w upalne dni, a z kwiatów lawendy dodatkowo relaksuje. Fajna, praktyczna kombinacja.

 

  • maseczka Premium Hot&Cool Pore Pack Duo – CAOLION
  • krem do twarzy – KORRES
  • maseczka do twarzy – too cool for school
  • maseczka do twarzy – too cool for school

Kompletując zestaw do pielęgnacji twarzy chciałam, aby zawierał kosmetyki, które oczyszczają i nawilżają skórę. Ciężko znaleźć preparat spełniający oba wymagania. Zachęcona pochlebną recenzją w magazynie dla kobiet Twój Styl od dawna przymierzałam się do zakupu rozgrzewająco – chłodzącej maseczki Premium Hot&Cool Pore Pack Duo firmy CAOLION. Warto było zainwestować w tak dobry produkt. Stosowałam tańsze maseczki węglowe, które – w przeciwieństwie do produktu CAOLION – nie dały rady odblokować porów skóry w rejonach dla mnie problematycznych: na brodzie i nosie. Zaskoczyło mnie pomysłowe, praktyczne opakowanie, składające się z dwóch części: górnej, w której znajduje się rozgrzewająca maseczka oczyszczająca pory skóry Premium Blackhead Steam Pore Pack, nakładana w pierwszej kolejności oraz dolnej z maseczką zamykającą pory skóry Premium Pore Original Pack, którą stosuje się w kolejnym etapie. W tej kombinacji kosmetycznej lepiej nie pokazywać się swojemu mężczyźnie. Najpierw straszysz twarzą w kolorze ciemno – szarym, za który odpowiedzialne są sproszkowany węgiel drzewny, pył wulkaniczny wchodzące w skład maseczki. Później oszpecasz się pastą w kolorze jasno – szarym, mającą w swoim składzie glinkę lodowcową, pył wulkaniczny. Nie wiem, czy mężczyzna jest w stanie znieść widok swojej kobiety wyglądającej jakby wpadła twarzą w błoto. Pamiętajcie, aby nie peelingować twarzy przed stosowaniem tego kosmetyku, ponieważ maseczka oczyszczająca (etap I) zawiera w swoim składzie drobinki, które podczas 2 minutowego masażu, od momentu nałożenia, skutecznie złuszczą martwy naskórek. Unikajcie nakładania maseczki zamykającej pory (etap II) w okolicach oczu. Dodatek mentolu skutecznie chłodzi i przynosi ukojenie skórze, lecz podrażnia oczy. Po nałożeniu maseczki unikajcie ruchu. Najlepiej przesiedźcie wygodnie 15 minut, aby nie potęgować efektu chłodzenia.

Od kremu do twarzy wymagam, żeby był bezzapachowy oraz nie pozostawiał lepkiego filmu na skórze. Sceptycznie podeszłam do proponowanego mi kremu nawilżająco – odżywczego na dzień z ekstraktem z kwiatu migdałowca greckiej firmy KORRES. Może uprzedziłam się delikatnym zapachem, a może ceną? Pierwszy raz zainwestowałam w krem kosztujący powyżej 100 zł. Stosuję go od kwietnia i przyznaję polubiłam bardzo. Ma delikatną, kremową konsystencję, łatwo rozprowadza się na twarzy. Skóra jest gładka, odżywiona, długo nawilżona. Czego więcej chcieć?

Jako wsparcie w nawadnianiu skóry i utrzymywaniu stałego poziomu nawilżenia stosuję raz w miesiącu maseczkę z płachty. Jestem fanką tego typu rozwiązań. Im prościej, tym lepiej. Wybór zawsze pada na te z firmy too cool for school. Woda kokosowa, stanowiąca bazę maseczek, łagodzi podrażnienia oraz przynosi ulgę skórze po całym dniu ekspozycji na słońcu. No i ten fantastyczny projekt opakowań. Nie da się przejść obojętnie obok nich.

 

 

ZESTAW PIELĘGNACYJNY ‚NA DESKĘ SUP’

Kosmetyczka ‘NA DESKĘ’ jest nieco uboższa w produkty od tej zawierającej kosmetyki do ‘CODZIENNEJ” pielęgnacji. Nie mniej jednak właściwościami ochronnymi, regeneracyjnymi, nawilżającymi dorównują tamtym. Specjalnie kupiłam produkty o mniejszej pojemności, chcąc zaoszczędzić miejsce w plecaku. Zabieram je zarówno na krótkie wypady na deskę, jak również kilkudniowe eskapady na surfing.

 

  • krem ochronny SPF 50+ – IWOSTIN
  • woda termalna – LA ROCHE-POSAY
  • masło do rąk mango – TONYMOLY
  • bananowy błyszczyk do ust – TONYMOLY

Podstawowym kosmetykiem, bez którego użycia nie wchodzę na deskę, jest krem ochronny z filtrem minimum 30+. Używam naprzemiennie produkty francuskich marek Avene, LA ROCHE-POSAY oraz polskiej IWOSTIN. Znajdziecie je w aptekach.
Na sezon SUP 2018 kupiłam IWOSTIN SOLECRIN CAPILLIN SPF 50+. Odpowiada mi, że jest bezzapachowy. Krem jest gęsty, zapewnia długie nawilżenie, długo utrzymuje się na skórze. Nie pozostawia uczucia lepkości po nałożeniu. Jest wodoodporny, więc zapewnia skuteczną i trwałą ochronę, co jest istotne kiedy uprawiacie sporty wodne.

Woda termalna LA ROCHE-POSAY Eau Thermale do kolejny niezbędny dla mnie produkt, po który sięgam, kiedy chcę odświeżyć skórę, a przede wszystkim usunąć sól z twarzy – efekt uboczny po SUP – owaniu na morzu. Co więcej: nawilża, łagodzi podrażnienia posłoneczne, działa kojąco. Warto zaopatrzyć się w taką mgiełkę.

Czym jest lato bez owoców? Tym bardziej cieszy mnie, kiedy mogę rozkoszować się ich zapachem na skórze. W oddawaniu realności zapachu firma TONYMOLY nie ma sobie równych. Przyznaję, kupując ostanie 2 produkty do zestawu ‘NA DESKĘ’ kierowałam się … jakby to określić? … dziewczęcką intuicją? Masło do rąk Magic Food Mango Hand Butter oraz błyszczyk do ust Dalcom Banana Pong-Dang Lip Balm urzekły mnie opakowaniem w kształcie owoców – pomysłowym, praktycznym i poręcznym. Nie mogłam się im oprzeć. Ich zawartość także mnie zaskoczyła. Oba produkty mają kremową, delikatną konsystencję. Szybko się wchłaniają, nie pozostawiając tłustej warstwy. Dobrze odżywiają moją skórę przesuszoną słońcem, wiatrem, wodą. Krem mango przynosi ulgę dłoniom zmęczonym wiosłowaniem. Odkąd stosuję balsam bananowy moje usta przestały piec i pękać. Czy muszę wspominać o zapachu? Jeżeli sama, zahipnotyzowana zapachem, miałam chęć polizania dłoni, aby sprawdzić czy krem faktycznie smakuje jak mango, to znaczy, że macie do czynienia z naprawdę super produktem. Po „organoleptycznym zbadaniu” kosmetyków wiedziałam, że nie wyjdę bez nich z drogerii. Są fantastyczne.

Moje drogie, temat został wyczerpany. Kończąc dzisiejszy wpis mogę Wam poradzić, abyście stawiały na kosmetyki naturalne. Wybierajcie te, składające się z kilku komponentów. Zasada im mniej, tym lepiej bardzo dobrze sprawdzi się przy wyborze produktu dla Was idealnego. Nie jesteście pewne zakupu? Poproście o próbki. To także dobra, ergonomiczna forma opakowania kosmetyku do zabrania na deskę SUP.