Lato w dwóch aktach. Akt 2

WRZESIEŃ

Ostatni dzień sierpnia spędziłam w podróży do Wielkiej Brytanii, rozpoczynając tym samym dwutygodniowy urlop. A a już 1 września SUP-owałam o poranku po Kanale Angielskim (the English Channel) w Bournemouth (Dorset).

111 km pieszego zwiedzania, 10 km pływania na SUP-ie to dystanse pokonane przeze mnie w trakcie tygodniowego pobytu u koleżanki w Poole. Nadia okazała się idealną organizatorką oraz przewodniczką. Rozkład dnia był wypełniony po brzegi i uwzględniał nie tylko nasze wspólne pasje i zamiłowanie do dobrej kawy z croissant-em, ale także moje zainteresowanie budowlami wodnymi. Jedynie kolejność realizacji aktywności ulegała zmianie w zależności od pogody.

West Lulworth

Old Harry Rocks

Swanage

Dzięki jej zaangażowaniu zwiedziłam sporą część Dorset. Dzięki niej doświadczyłam zapierających dech w piersiach widoków oraz przeżyłam niezapomniane chwile. Dzięki niej odkryłam nowy wymiar kuchni hinduskiej w rodzinnym wydaniu. Dzięki niej zaczęłam jeść owsiankę, jagnięcinę oraz łososia. A to dla mnie duży przełom smakowy.
Było mi miło stać się częścią życia Nadii chociaż przez tydzień.

Aktywny tryb życia w Dorset poprawił moją kondycję na tyle, że przejście 20 km dziennie nie stanowiło dla mnie problemu. Byłam przygotowana fizycznie na drugą część urlopu. Po 4 latach przerwy wróciłam na szlaki Gór Izerskich. Piesza wędrówka na Halę Izerską była obowiązkowym punktem mojej trasy trekkingowej po polskiej stronie gór. Bardziej niż widoków nie mogłam doczekać się zjedzenia omletu z twarożkiem i jagodami w schronisku turystycznym Chatka Górzystów.

Szlaki w Czechach okazały się bardziej wymagające. Jednak piękno przyrody i krajobrazów rekompensowały włożony wysiłek. Chociaż przez chwilę zapominałam o zmęczeniu. Dotarcie do punktu widokowego Paličník zajęło mi sporo czasu, ponieważ nie potrafiłam przejść obojętnie obok jagód. Co chwila lądowałam w krzakach, z których nie dawałam się wyciągnąć dopóki nie zjadłam wszystkich owoców w zasięgu ręki. W konsekwencji częste przerwy na konsumpcję spowodowały duże opóźnienie, którego nie dało się nadrobić. Ostatnie 3 km drogi powrotnej do kolejki gondolowej na Stogu Izerskim pokonałam uprawiając biegową turystykę. Cudem zdążyłam na ostatni przejazd do Świeradowa Zdroju.

Jednak momentami, na które czekałam z niecierpliwością były te spędzone na wodzie. Wybór miejsc nie był przypadkowy. Zobaczenie zapór na Jeziorach Leśniańskim i Pilchowickim od strony wody było moim marzeniem, odkąd zaczęłam pływać na SUP-ie. Pokład deski był idealnym punktem widokowym na konstrukcje. Tylko z tej perspektywy poczułam ogrom budowli oraz rozmach inwestycji wykonanych przeszło sto lat temu. W ciszy i w skupieniu przepływałam na SHARKU wzdłuż konstrukcji tam i z powrotem. Odległość 50 m od budowli, której nie mogłam przekroczyć z racji bezpieczeństwa, wystarczyła, aby dojrzeć detale. Zachwytom nie było końca. Nie chciałam odpłynąć, czym denerwowałam mojego towarzysza wypraw. Przez moją hydrotechniczną fobię zostałam ukarana dwukrotnie. Najpierw zostałam zmoczona przez ulewę za zignorowanie deszczowej chmury, nadciągającej nad Jezioro Leśniańskie, a następnie połknęłam muchę na Jeziorze Pilchowickim za wywoływanie kłótni na wodzie.

Jezioro Leśniańskie

Jezioro Pilchowickie

Zobaczenie zapory na Jeziorze Złotnickim było bonusem, którego zrealizowałam w drodze powrotnej do domu. Był to krótki pobyt na wodzie, ponieważ dynamiczne zmiany pogody oraz silny wiatr uniemożliwiły mi opłynięcie całego jeziora. Skupiłam się na odkrywaniu jego wschodniej części.
Zwiedzaniem Jeziora Złotnickiego zakończyłam tygodniowy pobyt na południu Polski.

Tęsknota za Bałtykiem była na tyle silna, że zapragnęłam spędzić ostatnie dwa dni urlopu nad morzem. Przetestowanie nowego surferskiego leasha marki DAKINE, którego kupiłam w sklepie Energy Sports w Szczecinie, było pokusą, której nie potrafiłam zignorować. W efekcie surfowałam na 381 km linii brzegowej po dwóch i pół miesiącach przerwy.

Powrót do codzienności okazał się bardzo trudny, bo od razu zabrałam się do nadrabiania zaległości. Utknęłam przed komputerem na kolejne dwa tygodnie. O mało nie przegapiłam zakończenia lata. Popołudniowe SUP-owanie z Fabianem po Jeziorze Stolsko 22 września 2019 r. okazało się doskonałym pomysłem na oderwanie mnie od pracy. Szukanie zmian, jakie zaszły od naszego ostatniego pływania w tym miejscu wiosną, czy liczenie łabędzi sprawiły mi dużą frajdę. Wodny spacer zakończyliśmy kolacją na wodzie, podczas której podziwialiśmy ostatni zachód słońca tego lata. Było bardzo romantycznie.

KONIEC

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.