Frustrujący wydał mi się fakt, iż po półrocznych staraniach w znalezieniu pracy zostałam zaproszona tylko na 1 rozmowę kwalifikacyjną – ku mojemu zaskoczeniu w specjalności związanej z projektowaniem wnętrz.
Nie wiem kiedy pojawił się czerwiec, a z nim dłuższe, cieplejsze dni. Miałam niby więcej energii,
ale jednak porażka obciążała moje ciało i umysł.
I wtedy moja mama powiedziała kilka zdań, których dorosłe dziecko – na takim etapie życia – nie spodziewałoby się usłyszeć. Te kilka słów zmieniło moje życie tak mocno, że marazm codziennej, bezcelowej egzystencji został zastąpiony samymi pięknymi dniami.
Jej zdania brzmiały: „Magda, lato idzie. Odpuść, ciesz się słońcem. Wyjedź nad morze. Praca nie ucieknie. Myślisz, że będziesz mogła pozwolić sobie jeszcze raz na tak długie wakacje?”
Ciężko było się nie zgodzić. Jednocześnie, jako osoba poukładana i odpowiedzialna, miałam problem, żeby aż tak beztrosko zacząć żyć, stając się – niestety – utrzymanką rodziców.
Cóż, mogłam tylko pogodzić się z sytuacją. Zamartwianie się było bezsensowne, bo nie miałam i nie mam wpływu na pewne rzeczy.
Czerwcowego popołudnia, przejeżdżając obok sklepu sportowego, moją uwagę zwróciła reklama, na której urocza blondynka w czarnym bikini wiosłuje na żółtej desce SUP. Abstrakcyjna wydała mi się myśl, że ja też tak mogę. Przecież w dzieciństwie uwielbiałam surfować nad morzem Bałtyckim. Świetną zabawą było pokonywanie fal na dmuchanym materacu. Nie miałam żadnych konkurentów w tej dyscyplinie.
Myśl o własnej desce SUP towarzyszyła mi przez kolejny tydzień. Śniła mi się po nocach. Mimo to, rozsądek zwyciężał. Przecież musiałam oszczędnie dysponować pieniędzmi.
Los chciał, że robiąc porządki w szafie znalazłam dodatkowe pieniądze. Pokus była jeszcze silniejsza, ale rozum stopował mój zapęd. Przypadkowo przejeżdżałam obok sklepu. Nie wytrzymałam. Weszłam do środka. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to ta żółta deska z reklamy. Pokazano mi także inne. Niestety ceny studziły zapał, a mój budżet był zdecydowanie za mały. Zawiedziona wróciłam do domu. Kolejne dni chodziłam przygnębiona. Pogodziłam się z faktem: nie stać mnie! Kombinowałam i kombinowałam: skoro nowa deska jest za droga, to może używana????.
Odważyłam się, przełamując myśl o zrobieniu z siebie idiotki, przyjechać jeszcze raz do sklepu, z zapytaniem o możliwość zakupu deski używanej. Z zaplecza wyjechał olbrzymi plecak, z zawartością, która mnie powaliła. Pokazano mi piękną biało – niebieską deskę z grafiką rekina, która idealnie pasowała do mojego charakteru … Miłość od pierwszego wejrzenia. Co najważniejsze, cena mieściła się w budżecie. Podziękowałam za prezentację, prosząc o kilka dni do namysłu. Wparowałam do domu jak szalona nastolatka, krzycząc od progu, że jest deska do kupienia. Rodzice widząc mnie w takiej ekscytacji – pierwszy raz od dawien dawna – zdecydowali, że będą partycypować w kosztach.
8 czerwca 2017 r. zostałam właścicielką pięknej deski SUP.
8 czerwca 2017 r. zostałam surferką.
14 czerwca 2017 r. wrzuciłam klamoty do samochodu i śmignęłam nad morze.
15 czerwca 2017 r. pierwszy raz stanęłam na desce. Pływając o zachodzie słońca pomyślałam: jestem surferką. Jestem szczęśliwa.