Jesień daje mi się we znaki. Zaskakuje pogodowo, serwując trudne warunki zazwyczaj w weekendy, kiedy mam zaplanowany wypad na deskę. Oczywiście słoneczne, ciepłe, bezwietrzne dni zdarzają się najczęściej w tygodniu, czyli wtedy, gdy pracuję. Hm, przypadek?
Odkąd pływam w piance zimno nie stanowi problemu, natomiast deszcz i wiatr niweczą moje plany SUP-owe, które jestem zmuszona przełożyć na następne wolne dni. Pływanie w tygodniu nie wchodzi w grę. Dni są krótkie, szybko robi się ciemno. Poczucie straty czasu denerwuje mnie najbardziej bo wiem, że w końcu będę musiała zakończyć sezon. Przekładam ten moment z tygodnia na tydzień. Jesienna aura nie jest moim sprzymierzeńcem zarówno w SUP-owaniu, jak i w utrzymywaniu zdrowia. Zaliczyłam już pierwsze przeziębienie, które wyłączyło mnie z uprawiania ulubionego sportu przez prawie cały październik. Odtąd nawrót choroby jest głównym argumentem, używanym przez moją rodzinę, do wyperswadowania mi moich szaleńczych zapędów. Niewzruszona pakuję sprzęt do samochodu i jadę nad jezioro.
Obiecałam sobie, że odpuszczę pływanie na SHARKU w momencie ponoszenia zbyt dużego ryzyka lub nadejścia zimnej aury. Dzisiaj, 21 listopada 2018 r., podjęłam ostateczną? decyzję o zakończeniu Sezonu SUP 2018.
To była piękna 8 – miesięczna przygoda, pełna wyzwań, łez i potu w pokonywaniu swoich lęków, słabości, barier. Dzięki ponad półrocznemu treningowi nabrałam pewności na desce. Stałam się odważniejszą. Wzrost świadomości ciała, polepszona koordynacja, wzmocnione mięśnie rąk polepszyły moją technikę wiosłowania, czyniąc pływanie bardziej efektywne. Nabycie umiejętności radzenia sobie na fali, opanowanie w trudnych sytuacjach to kolejne benefity tegorocznych zmagań na desce.
Sezon SUP 2018 rozpoczęłam 1 maja, nad Bałtykiem, tam gdzie zawsze – na 381 km linii brzegowej, gdy temperatura powietrza nie przekraczała 15°C, a wody nie więcej niż 10°C.
Pierwsza próba zakończenia sezonu miała miejsce nad morzem, na 378 km linii brzegowej, w niedzielę 4 listopada. Ponieważ miałam po raz ostatnim wejść na deskę, chciałam żeby było wyjątkowo. Zaplanowałam całodniowy wypad nad morze, chcąc doznać po raz ostatni w tym roku uczucia wolności i odrobiny szaleństwa bawiąc się na falach. Temperatura powietrza i wody były tamtego dnia zgodne, nie przekroczyły 10°C. Do końca liczyłam, że słońce pokarze się zza chmur chociaż na chwilę. Mimo to było pięknie. Nawet skąpałam się w morzu, co zamiast szoku termicznego wywołało u mnie atak śmiechu zaraz, jak woda dostała mi się pod piankę.
W niedzielę, 11 listopada, świętowałam 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości pływając na Jeziorze Głębokim w Szczecinie. Choć słońce dokazywało zza chmur, termometr wskazywał zaledwie 10°C.
Stanęłam na desce także tydzień później, 18 listopada. Nie odpuściłam niedzielnego pływania mimo porannego przymrozku. Pragnienie sprawdzenia siebie w tak ekstremalnych dla mnie warunkach było silniejsze od strachu przez rześkim powietrzem i temperaturą -3°C. To było trudne wyzwanie, warte przeżycia. Było fantastycznie.
Jak widzicie zamykanie sezonu nie idzie mi najlepiej. A może brak mi konsekwencji?
Czy to był ostatni raz w tym roku? Raczej nie. Skoro pianka zapewnia mi komfort cieplny przy temperaturze powietrza około 10°C, to znaczy, że nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa. Wiem, że tylko arktyczne zimno, ulewy, wichury, śnieżyce zatrzymają mnie w domu.
Moje marzenie o SUP-owaniu na spokojnym morzu w mroźny, słoneczny dzień i podziwianiu wybrzeża przykrytego śniegiem nadal pozostaje niespełnione. Może się uda się zrealizować je jeszcze w tym roku?
Tym, którzy już odstawili sprzęt SUP w ciemny kąt mogę tylko współczuć. Łączę się z nimi w bólu, pocieszając, że do wiosny pozostały tylko 4 miesiące.
Do zobaczenia wkrótce!