Załoga

Niesamowite, że dzisiaj mija 7 miesiąc istnienia Inżynierki na Obcasach. Kiedy ten czas minął?

Prowadzenie bloga to dla mnie ogromne wyzwanie. Nieustannie walczę ze swoimi ograniczeniami. Albo jak kto woli – własną głową. Ci, którzy mnie znają osobiście wiedzą, że każdą rzecz w życiu staram się wykonywać perfekcyjnie. Tak zostałam wychowana. Nauczono mnie bycia zaangażowaną na 100% w każdą czynność, której się podejmuję oraz wykonywać ją jak najlepiej potrafię. Nie toleruję bylejakości.
Przyjaciele mówią, że nie wierzę w siebie i swoje możliwości. Uważam, że mam niewiele do zaoferowania. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, kiedy Nadia namawiała mnie, abym zaczęła pisać bloga. Pomysł wydawał mi się nierealny i śmieszny, bo czułam się niewystarczająco dobra na prowadzenie czegoś takiego, a moje życie wydawało się zbyt nudne na dzielenie się nim publicznie.
Cóż, Nadia wygrała. Przekonała mnie. Pewnie nie miałaby u mnie takiego autorytetu gdyby nie była surferką. Pierwszy wpis opublikowałam 22.08.2017 r.
Nadia, moja SUPGIRL! Dziękuję za kop motywacyjny ku lepszej przyszłości. Czasami dobrze posłuchać innych. Dziękuję.

Traktuję prowadzenie bloga jako wyzwanie i pretekst do nauki nowych umiejętności. Zmierzam się z własnymi demonami i staram się ograniczać krytykę wobec siebie. Czasami budzę się rano zestresowana, że przestanę mieć wenę. Odpędzam myśl co będzie, jak blog znudzi się czytelnikom.

Chciałabym dzisiejszy wpis poświęcić na przedstawienie załogi Inżynierki na Obcasach.
Odpowiadam za teksty, tłumaczenia, zdjęcia, filmy… Niestety nie jestem w stanie ogarnąć aspektów technicznych bloga. Może kiedyś poszerzę swoją wiedzę w dziedzinie IT. Na razie zdaję się na profesjonalistę. I tutaj korzystam z okazji, aby przedstawić osobę, która (podobnie jak ja) ma problem z przyjmowaniem komplementów. Pozostaje niewzruszony, kiedy 100 raz powtarzam: „Jejku, jaki Ty jesteś mądry!”. Thomasz to magik komputerowy. Niczym Terminator eliminuje każdy problem techniczny o każdej porze dnia przez 7 dni w tygodniu. Muszę podziękować mu za cierpliwość i wyrozumiałość. Thomasz, przyznaj, że bystrzacha ze mnie i imponuje Ci jak śmigam w zarządzaniu swoim profilem. Dobra, miało być o Tobie.

Estetyczne pogotowie zaproponowała koleżanka, z którą znamy się od 9 lat. Dziewczyna o niesamowitej wrażliwości i wielkim talencie malarskim. Dlatego ucieszyłam się, kiedy Magda zgodziła się pomóc przy obróbce zdjęć. Z chęcią dzieli się wiedzą w dziedzinie fotografii. Doceniam jej zaangażowanie zwłaszcza teraz, kiedy każdą wolną chwilę poświęca życiu rodzinnemu i spełnianiu się jako mama. Zanim poproszę ją o wsparcie, sama próbuję wyeliminować problem. Kiedy selfistick zawiedzie, gdy kolejna akrobacja jest niewystarczająca na wykonanie przeze mnie idealnego zdjęcia, dzwonię do Magdy z prośbą o interwencję i uratowanie tego co zrobiłam. Nigdy nie odmówiła.
Dziękuję Ci Madziu. Także za wsparcie mentalne.

Od samego początku wiedziałam, że blog musi być dwujęzyczny. Nie było sensu, abym pisała wyłącznie po polsku. Spora część moich znajomych to obcokrajowcy. I tak musiałam przełamać się, aby pisać w języku angielskim. Nie będę ściemniać … rozkręcam się powoli.
Początkowo korektą wpisów zajmowała się Nadia. Odkąd wyjechała ze Szczecina, postanowiłam zadbać o regularne korepetycje. Tak trafiłam do nauczyciela, któremu zawdzięczam największy rozwój językowy za czasów młodości. Niezastąpionego Andrzeja. Uwielbiam nasze spotkania. Przy każdej sposobności powtarza mi, że nie ma czegoś takiego jak tłumaczenie tekstu na angielski. Namawia, abym zmieniła swoje przyzwyczajenia: „Masz myśleć i pisać po angielsku. Inaczej nie powstanie dobry wpis”. Walczy ze mną, a ja walczę ze sobą. I nie buntuję się! Doceniam, że krytycznie podchodzi do tego co piszę. Za każdym razem ,kiedy sprawdza moje teksty wstrzymuję oddech, pragnę uniknąć kompromitacji. Moje błędy dają nam obojgu powody do śmiechu. Następnie akceptuję uwagi, przekonując siebie, że jestem mądrzejsza z lekcji na lekcję. Mam nadzieję, że nasze spotkania przynoszą mojemu nauczycielowi tyle samo radości co mnie. Przyznaję, że z przyjemnością uczęszczam na lekcje angielskiego, chętniej niż kiedykolwiek. Andrzeju, dziękuję. Nie wyobrażam sobie, abym mogła współpracować z kimkolwiek innym.

Moi czytelnicy, wecie co jest najważniejsze? Udaje mi się realizować bloga, mając przy sobie ludzi, którzy oddają mi swój cenny czas nie oczekując niczego w zamian.
Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego zespołu.

Dziękuję wszystkim tym, którzy wykazali się bezinteresownością.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.