Kiedy w sobotnie przedpołudnie (25.08.2018 r.) elegancka, ubrana w sukieneczkę i buciki na szpileczkach, z tortem w ręku zgrabnie omijałam przeszkody brukowanego deptaku Bogusława, uświadomiłam sobie, że pierwszy raz denerwuję się wyprawiając „urodziny bloga”. A co jak nikt nie przyjdzie? Przeszła mi przez myśl ucieczka, odwoływanie uroczystości w ostatniej chwili byłoby niewybaczalnym nietaktem.
Przez ostatnie 500 m powtarzałam słowa Shirin Ebadi o docenianiu teraźniejszości, a także dodawałam sobie otuchy: „Magda, ciesz się że możesz obchodzić takie wydarzenie. Jeżeli je przeżyjesz, pójdziesz w świat bogatsza o nowe doświadczenie”.
Do kawiarni Przystań na kawę (poprzednia nazwa Stojaki) dotarłam już spokojna. Pierwsi goście przybyli punktualnie. Pogoda dopisała. Było słonecznie i ciepło, stąd mogliśmy celebrować rocznicę na zewnątrz lokalu. Było minimalistycznie i bardzo kameralnie. Smak tortu wiedeńskiego podkreśliła wyśmienita kawa.
Do ostatniej chwili nie wierzyłam w organizację spotkania w miejscu dawnych Stojaków. Byłam zszokowana, kiedy w marcu dowiedziałam się, że lokal zostanie zamknięty z końcem miesiąca. Przyznaję, nie chciałam wyprawiać pierwszej rocznicy bloga nigdzie indziej, niż w lokalu, w którym – jakby nie patrzeć – „rozpoczęłam życie na nowo”. Cieszę się, że ten charakterystyczny wizualnie i klimatycznie prawie 25m2 lokal dostał kolejną szansę i udało się nowym właścicielom przywrócić go do życia w nieco innym, „hydrotechnicznym” stylu – co mnie osobiście bardzo cieszy. Odetchnęłam z ulgą, kiedy dostałam zgodę Pani Joasi na organizację przyjęcia. Za co jestem bardzo wdzięczna. Ci, którzy mnie znają wiedzą, jak dużo to dla mnie znaczy.
Z przyjemnością patrzyłam, jak ludzie, którzy na co dzień pomagają mi przy blogu, rozmawiają, śmieją się, zwłaszcza, że było to nasze pierwsze spotkanie jako zespół. Wprawdzie brakowało Nadii, ale wierzę, że nadrobimy stracony czas w innym terminie.
Doceniam, że udało nam się spędzić razem tę wyjątkową okazję. To wspaniałe wiedzieć, że wspierają mnie tak cudowne osoby.
Możliwość poznania osobiście czytelników bloga była dla mnie niecodziennym przeżyciem. Bezcennym. W końcu uwierzyłam, że naprawdę ktoś śledzi moje poczynania.
Gdy obserwowałam beztroską integrację gości, przypomniałam sobie, jak o tej porze rok temu spędzałyśmy z Nadią sobotnie przedpołudnie w Stojakach, popijając jak zwykle: ja – gorącą latte z łabędziem miłości, ona – równie gorące flat white. Spotkanie jej na swojej drodze życia było związkiem przyczynowo – skutkowym. Coś co jeszcze rok temu było nie do pomyślenia, istnieje teraz. Jest namacalnym dowodem, że coś co wydaje się nierealne, może stać się rzeczywistością później. Patrzysz, jak twoje dzieło stopniowo nabiera kształtów, ewoluuje, by w wyjątkowych momentach dać tobie w zamian: radość, dumę, spełnienie. To naprawdę fajne uczucie.
Kiedy goście poszli, chaos imprezowy został ogarnięty, emocje opadły, wsiadłam do samochodu z brakiem chęci na powrót do domu. Zdjęłam szpilki, wyciągnęłam nogi. Zamknęłam oczy pragnąc jedynie, aby dzisiejsze wydarzenie nie okazało się snem.
Kończąc wpis pozostaje mi podziękować gościom za przybycie oraz tym nieobecnym za życzenia i gratulacje, których ilość przerosła moje oczekiwania.
Specjalne wyrazy wdzięczności chciałabym pokierować do Pani Joanny i całej załogi kawiarni za profesjonalną obsługę imprezy, a także pomoc w realizacji mojego marzenia. Było idealnie. Dziękuję.