Lato w dwóch aktach. Akt 1

Gdybym mogła posiadać dar, chciałabym – jak Tim Lake, bohater komedii romantycznej „Czas na miłość” – móc podróżować w czasie. I nie chodzi tu o naprawianie przeszłości, czy poznanie numerów gry liczbowej w celu wygrania milionów, ale o możliwość przeżywania ponownie wyjątkowych momentów z przeszłości.

Surfing nad Bałtykiem, udział w regatach Planet Baltic SUP Race 2019 w Kołobrzegu oraz niesamowity dwutygodniowy urlop we wrześniu, pełen nie tylko SUP wrażeń, to dla mnie najważniejsze momenty tegorocznego lata. Oddałabym wiele, aby jeszcze raz znaleźć się w tamtych miejscach oraz poczuć te same emocje.

Niech dzisiejszy wpis będzie powrotem do przeszłości. Zamierzam zabrać Was w podróż sentymentalną do wyjątkowych miejsc, które dane mi było zobaczyć latem.  

CZERWIEC

Nie byłabym sobą gdybym nie skorzystała z możliwości spędzenia długiego czerwcowego weekendu nad Bałtykiem. Nie mogłam odmówić sobie przywitania lata surfując na mojej desce Red Paddle Whip. Pięciodniowy surfing okazał się doskonałym wstępem do dalszych treningów przygotowujących mnie do zawodów Planet Baltic SUP Race 2019 w Kołobrzegu. 

LIPIEC

Udział w regatach potraktowałam bardzo poważnie. Świadomość braku doświadczenia w startach z jednej strony wzmagała mój niepokój, z drugiej motywowała do pracy. Równie mocno jak kompromitacji bałam się energetycznego blackout-u, który uniemożliwiłby mi ukończenie regat. Dlatego oprócz poprawienia kondycji musiałam nabrać prędkości, czyli opanować race-ową technikę wiosłowania. To było najtrudniejsze zadanie. Opracowany przeze mnie plan treningowy na lipiec uległ weryfikacji już na początku miesiąca. Prywatne zobowiązania stały się priorytetem, spychając na drugi plan sportowe założenia. Nie chcąc marnować cennego czasu na dojazdy, na miejsca treningów wybrałam Jezioro Głębokie w Szczecinie oraz Jezioro Kutzowsee w Plowen, jako najbliższe miejsca zamieszkania. W konsekwencji wdarła się plenerowa monotonia.

Jezioro Głębokie

Jezioro Kutzowsee

Na samotne treningi po Kanale Barkowym w Mescherin wybierałam się w chwilach mentalnego kryzysu – zmęczona komentarzami mojego ‘trenera’: „Pływasz czy robisz zdjęcia?” za każdym razem, kiedy chciałam poobserwować przyrodę podczas odpoczynku.

Z równie wielką przyjemnością trenowało mi się na Jeziorze Czaple. Mimo, że od zeszłego roku kilkakrotnie mijałam ten zbiornik jadąc drogą krajową nr 20, dopiero tego lata udało mi się zwodować tam deskę. Nie spodziewałam się, że za ścianą drzew kryje się tak bogate przyrodniczo miejsce. Dwie godziny to zdecydowanie za mało na eksplorację tego jeziora.

Także wyjazd na Targi Sportów Wodnych i Rekreacji „Wiatr i Woda na wodzie” do Gdyni, na dwa tygodnie przed startem w zawodach, okazał się dla mnie zbawienny. Dwa dni w Trójmieście podziałały regenerująco na moje ciało i umysł. Dobrze było wyrwać się z domu.

Najmilej wspominam spacer plażą z Sopotu do Gdyni Orłowo w piątkowy wieczór, podczas którego zawarłam SUP-owe znajomości z Klaudią i Krzyśkiem.

Natomiast pomyłką było SUP-owanie w Sopocie następnego dnia. Tłumy, hałas sprzętu motorowodnego, smród spalin oraz sinice w morzu sprawiły, że pływanie na desce było dla mnie prawdziwym koszmarem.

SIERPIEŃ

Trzymać tempo wiosłowania z treningów, ignorować lęk przed głębokością oraz ukończyć wszystkie etapy regat to były moje cele, z którymi przyjechałam 3 sierpnia 2019 r. do Kołobrzegu na moje pierwsze zawody Stand Up Paddle. Mimo, że swój udział potraktowałam bardziej jako spotkanie towarzyskie, nie udało mi się zapanować nad stresem. Ten odbierał mi siły za każdym razem, kiedy przekraczałam linię startu. Wbieganie do morza z deską w ręku oraz przeprowadzanie jej przez rewę wywoływały u mnie kryzys oddechowy i energetyczny już po piętnastu sekundach wysiłku, przez co miałam ochotę porzucić sprzęt i wrócić do domu. Na szczęście tego nie zrobiłam. III edycję Planet Baltic SUP Race 2019 ukończyłam jako zwyciężczyni w kategorii OPEN kobiet.
Więcej o przebiegu imprezy możecie przeczytać tutaj.

Obiecałam sobie, że zacznę korzystać z uroków lata, kiedy moje życie wróci do normy po zawodach w Kołobrzegu. Po 9 sierpnia 2019 r. znalazłam w końcu czas na SUP-owe wypady za miasto.
Wyjazdem nad niemieckie Jezioro Parsteiner See powróciłam do spokojnego pływania na desce w turystycznym stylu. Zanim dotarłam na miejsce, nie odmówiłam sobie zwiedzenia Klasztoru Chorin, którym zachwyciłam się w 2009 r. Dzisiaj obiekt w całości udostępniony jest dla zwiedzających. Letnie Festiwale Muzyczne to bez wątpienia najciekawsza oferta kulturalna tego obiektu.

Jezioro Parsteiner See rozczarowało mnie nudnym krajobrazem oraz brakiem różnorodności przyrodniczej. Włożyłam dużo wysiłku w znalezienie ciekawych tematów do fotografowania. Te przedstawione poniżej zaliczam do najciekawszych.

Jezioro Unteruckersee okazało się niedostępne z przyczyn pogodowych. Silny wiatr, a później deszcz pokrzyżował moje plany całodniowej SUP wycieczki. Humor poprawił mi spacer po centrum Prenzlau, zwłaszcza po pięknym parku Seepark, znajdującym się tuż przy promenadzie. Zwiedzanie zakątków miasta opłaciło się. Przypadkowo trafiłam na kamienny jaz w północnej części jeziora, który okazał się bramą do 85 km odcinka trasy kajakowej rzeką Wkrą (Ucker) do Zalewu Szczecińskiego. Zostałam zainspirowana…

Dwa dni później, 17 sierpnia 2019 r.,  SUP-owałam po Jeziorze Rosnowskim, które wybrałam spontanicznie w trakcie drogi powrotnej z Darłowa do Szczecina. Zarówno późna pora dnia, jak i niepewne warunki pogodowe nie pozwoliły mi na eksplorację całego zbiornika. Ograniczyłam się do jego wschodniej części, na wysokości Mostowa. Pierwszy raz dałam się ponieść nurtowi. Zahipnotyzowana otoczeniem zamiast wiosłować, robiłam zdjęcia. Czułam się, jakbym płynęła w kanionie. Było przepięknie. Nie chciałam wracać do domu.

CIĄG DALSZY NASTĄPI

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.