Nudna i bez SUP-owych szaleństw. Takimi słowami mogę opisać zeszłoroczną jesień, której pierwszą połowę spędziłam w domu ze zgodą lekarza na aktywność fizyczną ograniczoną do minimum egzystencji, a kolejną na zabawie w podchody z pogodą w poszukiwaniu odpowiednich warunków na wejście na wodę. Te zazwyczaj pojawiały się w trakcie mojej niedyspozycji zdrowotnej, jak również po powrocie do pracy po długim okresie rekonwalescencji. Z ambitnych planów SUP-owych musiałam rezygnować także w deszczowe i wietrzne weekendy. Zamiast spędzać wolne dni aktywnie w plenerze, znowu stawałam się więźniem w swoim domu.
Im dłużej pozostawałam na lądzie, tym moja frustracja przybierała na sile. Apogeum złych emocji osiągnęłam w połowie listopada widząc załamanie pogody akurat na weekend. Nie zamierzałam rezygnować ze spędzenia soboty nad Bałtykiem, więc na znak protestu zignorowałam silny wiatr, spakowałam sprzęt i pojechałam nad morze odreagować. Kierunek Pobierowo obrałam celowo, ponieważ byłam ciekawa zaawansowania prac związanych z budową drewnianych ostróg.
Widok wzburzonego morza zatrzymał mnie na chwilę na schodach zejściowych na plażę, zlokalizowanych gdzieś pomiędzy ruiną domku letniskowego Ewy Braun, a moim ulubionym Hotelem Wy&Spa. Nie zrezygnowałam, weszłam do wody. Wiatr okazał się trudniejszym przeciwnikiem od fal. Pokonanie dystansu około 1,5 km pod wiatr sprawiło mi trudność. Pierwszą ostrogę, wbitą na około 377,5 km linii brzegowej, osiągnęłam po godzinie intensywnego wiosłowania. Dostałam niezły wycisk. Byłam wyczerpana, ale podjarana. Widok placu budowy zrekompensował ból ramion. Było warto.
Jesień pięknie prezentuje się na moim ulubionym jeziorze Stolsko. Do końca października można podziwiać kolorowe kolaże na drzewach. Niestety tym razem dotarłam za późno. Z końcem listopada przyrodę zastałam uśpioną porannymi przymrozkami. Gołe korony drzew i ich smutne odbicia w ciemnej wodzie szpeciły otoczenie. Jedynie złoty kolor trzcin łagodził ”brudny” krajobraz. Pochmurne niebo, mżawka oraz zapach wilgoci unoszący się w powietrzu tworzyły ponury klimat. Sceneria była idealna do kręcenia horrorów. Nawet łabędzie nie były zainteresowane spotkaniem ze mną. Mimo to byłam zadowolona z wodnego spaceru.
SUP-owanie podczas słonecznej pogody o tej porze roku zdarza mi się naprawdę rzadko. Miałam szczęście odkrywać jezioro Karsko Wielkie w pełnym słońcu. To był czysty relaks na wodzie. Przyroda w takim oświetleniu wyglądała przepięknie, dzięki czemu zdjęcia z tego miejsca są najpiękniejszymi jesiennymi ujęciami.
Pływanie po jeziorze Karsko Wielkie z końcem listopada okazało się moim ostatnim wodowaniem o tej porze roku.
Monotonię jesieni przełamałam wyjazdem do Krakowa w pierwszym tygodniu grudnia. Uczestnictwo w IX edycji konferencji ”Geoinżynieria w Budownictwie” oraz odwiedziny u przyjaciół były priorytetami przy układaniu planu pobytu na południu Polski. Jak zawsze chciałam ogarnąć wiele spraw za jednym zamachem. Niestety dysponowanie jednym wolnym popołudniem dla siebie było niewystarczające na realizację wszystkich punktów z listy. O wspólnym zwiedzaniu miasta wodnym szlakiem z SUP Kulturą Kraków marzyłam od dawna. Jednak pływanie po Wiśle odłożyłam na cieplejszą porę roku, ponieważ pojemność mojej walizki okazała się zbyt mała, aby zmieścić jeszcze outfit na deskę.
Trasę Rynek Główny – Wawel – Kazimierz wybrałam z chęci zobaczenia miasta w przepięknej, świątecznej odsłonie, a także dotarcia do ulicy Miodowej, przy której mieści się beauty store Jeju. Poznanie konsultantki Pani Jagody oraz nasza długa rozmowa nie tylko na tematy urodowe były dla mnie ogromną przyjemnością, dzięki czemu zakupy poszły gładko w sympatycznej, przyjacielskiej atmosferze.
Powrót do świata budowlanego na czas trwania konferencji ”Geoinżynieria w Budownictwie” był cudownym dwudniowym oderwaniem od mojej zawodowej codzienności w branży marine. To była dla mnie najlepsza okazja na odkurzenie swojej wiedzy z geotechniki i nabycie nowej w zakresie współczesnych wyzwań w realizacji inwestycji w ograniczonej przestrzeni miejskiej.
Relację z wydarzenia znajdziecie tutaj.
Zaległości towarzyskie nadrabiałam także po konferencji. Spacery, zwiedzanie, spokojne wieczory spędzone na rozmowach i pieczeniu pierniczków to tylko nieliczne atrakcje wspólnie spędzone z przyjaciółmi. O nudzie nie było mowy. Nie miałam ochoty wracać do Szczecina ponieważ wiedziałam, co mnie czeka przez kolejne dwa tygodnie. Ostatni dzień jesieni spędziłam na przygotowaniach do świąt Bożego Narodzenia z postanowieniem, że zaległości SUP-owe nadrobię po 24 grudnia.