Nie przepadam za Sylwestrem. Jeszcze 5 lat temu ten ostatni dzień roku przesypiałam, chcąc nie tylko przyspieszyć moment pożegnania starego roku, ale także zagłuszyć obawy co do mojej przyszłości w nowym. W związku z czym czas ten spędzałam w łóżku lub na kanapie przed telewizorem, ubrana w piżamę z nadziei i przykryta kocem z oczekiwań na lepsze jutro. Optymizmu starczało mi tylko na kilka dni. Zazwyczaj pierwszy tydzień stycznia był tym rozstrzygającym, który zapowiadał jak będzie wyglądać reszta miesięcy. Trudna sytuacja w poprzedniej pracy skutecznie destabilizowała moje życie prywatne. Kiedy myślałam, że gorzej już być nie może, szybko okazywało się, że do osiągnięcia dna brakuje mi jeszcze kilku metrów. Dlatego rok rocznie moim życzeniem sylwestrowym było przetrwanie kolejnych 12 miesięcy. Bezsilność, destabilizacja finansowa, zmęczenie organizmu, brak motywacji to był mój balast, który odcięłam w październiku 2016 r. Decyzja o zwolnieniu się z pracy była punktem zwrotnym w moim życiu, po którym zaczęłam powoli wypływać na powierzchnię. Powrót do normalności zajął mi cały 2017 rok. Stabilizacja, a wraz z nią równowaga w moim życiu, przyszły dopiero w 2018 r. Zdałam sobie sprawę, jak spokojna praca i płynność finansowa wpłynęły pozytywnie na moje zachowanie, poglądy oraz warunki życia przez ostatnie 12 miesięcy. Dostrzegłam korzyści z ponad rocznego okresu bezrobocia, przypadającego na 2017 r., podczas którego nie tylko zweryfikowałam swoje potrzeby, ale także nauczyłam się gospodarnego zarządzania minimalnym budżetem. W walce z konsumpcjonizmem pomogły mi moje postanowienia noworoczne z 2017 i 2018 r., zakazujące kupowania ubrań oraz książek przynajmniej przez rok. To właśnie dzięki tym doświadczeniom przekonałam się, że do mojego minimum egzystencji potrzebuję – oprócz pracy – jeszcze: pływać na desce SUP, wyskoczyć czasami nad morze, przeczytać dobrą książkę, pójść do kina, na wernisaż, wypić dobrą kawę ze znajomymi. Doceniam daną mi szansę na bycie kimś nowym w życiu zawodowym, a co za tym idzie możliwość rozwoju w dziedzinie, o której jeszcze rok temu nie miałam żadnego pojęcia. Nareszcie odzyskałam poczucie bezpieczeństwa, co zaliczam do najważniejszego osiągnięcia minionego roku.
:
W 2018 roku, po raz pierwszy w życiu, udało mi się:
- zostać wyróżnioną przez redakcję Twój Styl. Już sama publikacja mojego listu w magazynie była dla mnie nagrodą, zaś otrzymany upominek wielkim zaskoczeniem i przyjemnością. Zachowałam majowy numer pisma na pamiątkę jako dowód na to, że czasami warto zignorować swój wewnętrzny głos, zdobyć się na odwagę i wyjść poza schemat;
- pływać na desce SUP w deszczu. Śmieszne uczucie, super frajda i skuteczny sposób na schłodzenie ciała w upalne dni. Z drugiej strony, to nowe doświadczenie uświadomiło mi moją bezbronność wobec zmian pogody, które mogą stanowić zagrożenie, kiedy akurat znajduje się na środku jeziora. Cenna lekcja na przyszłość;
- mieć ucznia. Zdziwiłam się, kiedy kolega z pracy poprosił mnie o przeszkolenie w pływaniu na SUP – ie. Lekcję przeprowadziłam w sierpniowe popołudnie. Ładna pogoda pozwoliła mi stresować się ciut mniej ewentualnym wpadnięciem mojego podopiecznego do wody. Bardziej niż o kolegę martwiłam się o stan techniczny wypożyczonej deski. Osobiście wstydziłabym się udostępniać zniszczony lub niekompletny sprzęt, gdybym prowadziła własną wypożyczalnię. Ot taka drobna dygresja;
- kupić piankę, dzięki której pływanie na desce poza sezonem stało się możliwe. Myślę, że wybór tej właściwej dla mnie był największym wyzwaniem oraz zakupem zeszłego roku;
- wyjechać w delegację do Holandii, pierwszą w moim życiu zagraniczną podróż służbową. To były bardzo produktywne 3 dni. Wolne popołudnia spędziłam pracując nad blogiem. Hotelowa restauracja okazała się najlepszym miejscem do pisania. Ulubiony stolik z widokiem na kanał z łabędziami (mistrzami drugiego planu), dobra kawa i ciacho były moimi motywatorami do wytężonej pracy oraz wymówkami do spędzenia wolnego czasu w miłej atmosferze;
- uczestniczyć w konferencji Perspektywy Women in Tech Summit;
- należeć do grona 4 laureatów konkursu fotograficznego zorganizowanego przez mojego obecnego pracodawcę. Zdjęcie Krakowskiego Rynku mojego autorstwa zostało wybrane do kalendarza firmowego i będzie zdobić ściany biura w marcu;
Nie dałam rady:
- ogarnąć finalnego układu bloga;
- nauczyć się edycji filmów;
- zamknąć rozdziału z poprzednim pracodawcą, co od 2 lat spędza mi sen z powiek;
- uczestniczyć w przeglądzie filmów Surf Film Fest Berlin;
- zostać morsem, chociaż pływanie na desce poza sezonem uważam za równie wymagające.
Postanowienia noworoczne na 2019 r.?
Żadne. W tym roku nie chcę narzucać sobie ograniczeń. Zamierzam cieszyć się życiem, doceniać drobne przyjemności, a co najważniejsze pływać na desce jak najczęściej. Ponieważ 2018 r. był dla mnie naprawdę spokojnym i udanym rokiem, pierwszym od 5 lat, nie śmiem prosić o więcej. Jest mi dobrze tak jak jest.
🙂 krótko ale bardzo treściwie 😉 i na miejscu 🙂
cs