Pytanie mnie o plany na długi weekend majowy jest czystą kurtuazją. Od lat spędzam go na polskim wybrzeżu i nie wyobrażam sobie, aby miało być inaczej. Prawdopodobnie wydaję się monotematyczna i nudna w swoim zamiłowaniu do morza i obieranego kierunku podróży, ale dla mnie 380 km linii brzegowej Bałtyku to idealne miejsce na detoks od codzienności i złapanie dystansu do życia. Tutaj moje ciało i umysł regenerują się najlepiej.
Rozpoczynanie sezonu SUP to bez wątpienia główny cel moich wyjazdów na majówkę. Od 2017 r. skutecznie kontynuuję tradycję inauguracyjnego wodowania SHARKA na Bałtyku 1 maja. W tym roku nie wierzyłam, że będzie to możliwe.
Doświadczenie przestrzeni było czymś niecodziennym po prawie dwóch miesiącach izolacji w domu. Cieszyło mnie przebywanie na świeżym powietrzu. Równie mocno tęskniłam za przyrodą co za wspaniałymi bałtyckimi pejzażami z dramatycznymi klifami na pierwszym planie. Te mogłam podziwiać w ciszy i spokoju, co jest niespotykane o tej porze.
Wieczorna SUP sesja przy świetle zachodzącego słońca na lekko rozkołysanym Bałtyku była najlepszym momentem dnia na wodny chillout. Bardziej niż na dystansie zależało mi na wewnętrznym wyciszeniu. Poczułam ulgę jak tylko odepchnęłam się wiosłem od brzegu. Byłam nieosiągalna dla innych. Byłam sama dla siebie. To był mój czas. Tylko ja i SHARK. Bezkres morza. Przepiękna perspektywa, którą zachwycam się niezmiennie od wielu lat. Zwróciłam po osiągnięciu znacznika z 383 km linii brzegowej, kiedy słońce powoli kończyło swój dzień. Usiadłam na desce, odłożyłam wiosło, a stery powierzyłam Bałtykowi. Zyskałam czas na przemyślenia, które towarzyszyły mi do samego końca wodnego spaceru.
SUP to w moim życiu pierwszy sport, którym zajęłam się na dłużej i osiągnęłam wyniki. To także terapia w walce ze stresem oraz złym nastrojem. Cieszy mnie, że nadal jest skuteczna. Zadziwiam samą siebie, że pomimo upływu trzech lat, każda SUP sesja wywołuje u mnie stan euforii i ekscytacji niezależnie od miejsca oraz warunków pogodowych. Śmieszy mnie moja reakcja, kiedy mimo dociążenia sprzętem, przyspieszam kroku, gdy tylko usłyszę lub zobaczę wodę, po prostu nie mogąc doczekać się wodowania. Nie wiem, czy nadejdzie taki moment, kiedy uznam pływanie na SUP-ie za nudne. Póki co odkrywanie świata na desce jest dla mnie fantastyczną i satysfakcjonującą przygodą, której chciałabym doświadczać jak najczęściej i jak najdłużej.
Ponieważ sytuacja zarówno w Polsce, jak i na świecie jest niepewna, postanowiłam nie robić planów na sezon SUP 2020. Życzę sobie być zdrową oraz mieć dużo wolnego czasu, aby nie tylko rozwijać swoją pasję, ale także bywać na wodzie kiedy tylko zapragnę. Czego i Wam życzę.