Temperatura minimum -10°C, śnieg, dużo śniegu. Takie warunki przedstawiał każdy portal pogodowy, kiedy szykowałam się w podróż służbową do Norwegii z końcem stycznia. Moja radość z wyjazdu nieco ostygła podczas pakowania walizki, której zawartość szybciutko zapełniłam mało elegancką, lecz ciepłą garderobą. Chcąc odwrócić swoją uwagę od obaw co do egzystencji w zimnie przez najbliższe 5 dni, zajęłam się poszukiwaniem zbiorników wodnych, cieków nadających się do SUP – owania w rejonie miejsca, do którego mnie oddelegowano.
Jezioro Kjennerudvannet było moim prywatnym celem wyjazdowym, którego realizacja nie byłaby możliwa, gdyby delegacja nie została przedłużona o kolejne 5 dni. Zyskałam weekend. Na eksplorację jeziora wybrałam sobotę. Zaraz po śniadaniu spakowałam wyprawkę turystyczną do plecaka i obrałam kierunek zgodnie z zaleceniami mapy. 3 km trasę pokonałam wolno, bo w godzinę, z uwagi na warunki atmosferyczne, nachylenie terenu, zaśnieżone i oblodzone chodniki oraz piękną architekturę miasta. Tematów do zdjęć było pod dostatkiem, zwłaszcza kiedy weszłam w przepiękny las, dzielący mnie od jeziora o jakieś 800 m. Mimo opadu śniegu oraz niskiej temperatury na swojej trasie spotykałam mieszkańców, którzy narty biegowe, sanki wykorzystywali raczej jako środek transportu (siebie oraz zakupów), ułatwiający codzienną egzystencję w tak trudnych, śnieżnych warunkach. Przyspieszyłam kroku, gdy skręciłam w ulicę Bomplassveien. Z niecierpliwością wypatrywałam jeziora. To, co kryło się za drzewami, obsypanymi białym puchem, było trudne do identyfikacji. Tak jakbym patrzyła przez firankę. W końcu udało mi się dostrzec to czego szukałam. Skarpę, a u jej podnóża równą warstwę śniegu rozłożoną na dużym obszarze. Jak gruba musiała być pokrywa lodowa jeziora skoro utrzymywała taki ciężar. Minęłam parking, niewielką parcelę, strumyk, ścieżką doszłam do miejsca piknikowego z bezpośrednim dostępem do jeziora. Ten wstępny rekonesans utwierdził mnie w przekonaniu, że jest to miejsce idealne do pływania na SUP – ie.
Zdecydowałam się obejść jezioro, nie mając pojęcia, czy jest taka możliwość. W każdej minucie mojego spaceru widoki były imponujące. Nie potrafiłam zignorować takiego piękna, więc co chwila zatrzymywałam się by zrobić zdjęcia. Przerwa na odpoczynek i posiłek była dobrym pretekstem na chwilę kontemplacji i wsłuchanie się w … ciszę. No właśnie w ciszę. To chyba była cisza. Żadnego odgłosu przejeżdżających samochodów, zwierząt czy wiatru. Próbowałam zwizualizować sobie jezioro podczas wiosny oraz jakimi atrakcjami zwabia do siebie ludzi, szukających latem wytchnienia. Perspektywa SUP – owania o cieplejszej porze roku była tym obrazem w mojej głowie, który towarzyszył mi w drodze powrotnej do hotelu.
Ostatecznie spędziłam 4 godziny w pięknych okolicznościach przyrody, pokonując 8 km trasę. Wycieczka podziałała na zmysły i pobudziła wyobraźnię do tego stopnia, że w nocy śniłam o pływaniu na desce po jeziorze w przepięknych okolicznościach przyrody, w ciepły, letni dzień.
Liczę, że nadarzy się okazja.
A teraz popatrzcie jak tam ładnie.
Na marginesie, jeżeli któraś z Was ma możliwość uprawiania sportów zimowych, wpiszcie jazdę na nartach biegowych w swój plan treningowy. Mój sprzęt kurzy się od ponad 5 lat, a z chęcią użyłabym go do utrzymania kondycji poza sezonem SUP. Polecam.